Reklama
Reklama

Gościmy

Naszą witrynę przegląda teraz 20 gości 





Reklama

Praca

Reklama

Statystyki

Reklama
Z Newcastle do Tajlandii - FOTORELACJA - cz.1
Wpisał Jawik   
Poniedziałek, 02. Sierpień 2010 16:57
Newcastle upon Tyne, środek lata. Za oknem deszcz, wiatr, ponuro... Co robić? Wyjechać, wsiąść do samolotu byle jakiego – ale gdzie? Może jakiś ciepły kraj, egzotyczny, tajemniczy... Kręcenie globusem, recenzja kolegi – już wiem gdzie jest mój cel, to... Tajlandia!

Każdy Europejczyk przybywający z chłodnej Anglii powinien być przygotowany na termiczny szok. Po otwarciu się drzwi klimatyzowanego lotniska w Bangkoku, uderza fala gorąca. Może się to wydać niezbyt przyjemne dla kogoś, kto nie planował spędzić tego wieczoru w saunie. Pojawia się myśl, czy aby uda się wytrzymać tutaj ponad dwa tygodnie? Na szczęście ludzki organizm i z tym jest sobie w stanie poradzić.  Po 30tu minutach nie jest już tak tragicznie.



Następne dwie godziny spędzone w klimatyzowanym autobusie do Pattaya utwierdzają, że częściej będzie się spotykać w tym kraju takie azyle termiczne. Jakże odmienne widoki można zaobserwować z okna autobusu. Palmy, bananowce, zalane wodą poletka ryżowe i sklecone z byle czego ludzkie siedziby. Rzadziej, względnie wyglądający domek i zajazd turystyczny. Niewielu widocznych jest ludzi, gdyż jedziemy autostradą w gorące południe. Każdy woli teraz przebywać w cieniu.





Wreszcie dojeżdżamy do Pattaya, o czym świadczą gęściejsze zabudowania. Mój wzrok przykuwa gruba gmatwanina kabli zwisająca ze słupów. Całość wydaje się być chaotyczną pracą setki pająków. Dziwny to widok dla mnie, polskiego elektryka. Te czarne zawijasy mogły by być znaczącą przeszkodą w robieniu ładnych zdjęć starym, wybudowanym w stylu kolonialnym kamienic. Ale nie o to tutaj chodzi. Nie mam zamiaru szukać ładnych kadrów. Moim celem jest pokazanie autentycznej Tajlandii.



Pojawiają się pierwsi ludzie oferujący usługi przyjezdnym. Są to kierowcy taksówek przypominających małe samochody dostawcze, z przewiewnym miejscem dla pasażerów, z czego korzystamy. Mijamy stragany na kółkach, cofnięte w głąb bary, ale zaspokojenie głodu nie jest teraz aż tak istotne. Musimy znaleźć w miarę dobry i tani hotel. Bardzo pomocny okazał się młody Anglik, który wcześniej jechał z nami autobusem. Niebawem już rozważaliśmy pierwszą ofertę noclegu. Pokój bez klimatyzacji kosztował 500 Bahtów (11Funtów). Mój polski kolega, wspólnik w wycieczce, odradził ten wybór, twierdząc że ciężko się śpi bez klimatyzacji. W hotelu tuż obok mieli już pokoje w podobnej cenie, tyle że ze wszystkim co trzeba.









Dzień tymczasem zaczął już dobiegać do końca. Weszliśmy w wieczorną szarówkę ulic Pattaya. Wyglądało na to, że wszystko zaczyna się tu dopiero budzić do życia. Duże restauracje dla bogatszych turystów, niewielkie, skromne bary obsługujące głównie tubylców, czy nawet stragany na kółkach – wybór przeogromny. Niebawem trafiliśmy na większy ryneczek. Tutaj dopiero można było sobie poprzebierać. Smażone chrząszcze, żuczki, czy robaki, zostawiłem na później, bo przecież wszystkiego trzeba spróbować. Wybraliśmy jedzenie po trosze na chybił-trafił, pokazując na zawartości garnków u jednego z ulicznych restauratorów. Pamiętaliśmy, że należy przestrzegać przy tym pewnych zasad, aby uniknąć spędzenia następnego dnia w toalecie. A najważniejsze to: zauważalna czystość i picie wody tylko z butelki. Woda w wielu przypadkach okazuje się wręcz niezbędna, bo Tajowie lubują się w mocniejszym przyprawianiu. Później zdarzyło mi się próbować dania niemal czerwonego od chili. Niestety nie podołałem, ale co ciekawe moja tajska koleżanka też miała kłopoty z konsumpcją, próbując ‘ratować twarz’ domieszką cukru.





Druga część fotorelacji z Tajlandii - kliknij tutaj...

Jawik