Reklama
Reklama

Gościmy

Naszą witrynę przegląda teraz 49 gości 





Reklama
Reklama

Statystyki

Reklama
Niewyrachowane emocje
Wpisał Lidia Gruse   
Piątek, 23. Marzec 2012 07:03
Rozmowa z Krystyną Prońko, która 31 marca wystąpi w Jazz Cafe POSK.
Koncert jest możliwy dzięki wsparciu MoneyGram, oficjalnego sponsora tego miejsca.

Zacznę na przekór zimie, wakacyjnie: jak jest w Cisnej i gdzie to jest?

Cisna leży w Bieszczadach. Jest tam bardzo świeże powietrze, piękne góry, dużo zieleni, salamandry, las, las, las, czasem chałupa albo droga. Świetnie się tam odpoczywa i pracuje, bo to jeden z piękniejszych zakątków Polski.

Ma Pani na koncie wiele przebojów, takich jak choćby właśnie „Deszcz w Cisnej”, „Modlitwa o miłość”… Który jest Pani osobistym ulubionym?
Czy ja wiem… tyle już lat jestem z nimi na co dzień. Ulubione piosenki są głównie ulubione dla publiczności, dobieram je więc na koncert trochę „na zimno”, ale gdy zaczynam śpiewać, emocje budzą się na nowo. „Deszcz w Cisnej” to rzeczywiście piosenka, która się nie zestarzała. Emocje w ludziach, jeśli są niewyrachowane, zostają. Dziś często pisze się piosenki z wyrachowania, by zarobić pieniądze, mija kwartał i utwory znikają.



Nagrywała Pani w nieoczywistych duetach… a zaczynała od chórków Czesława Niemena.
Wszystkie moje duety są nieoczywiste! Wcześniej był jeszcze zespół Respekt, z trzyosobowym chórkiem, który został zaproszony do pracy z Czesławem w maju 1970 roku. Pojechaliśmy w trasę, zagraliśmy 30 koncertów, jeździliśmy jednym autobusem, przejechaliśmy Polskę wszerz i wzdłuż. Było to fajne wprowadzenie na polski rynek rozrywkowy.

Który z duetów był najciekawszy? Mnie zaskoczył duet z Piaskiem w Opolu.

Pierwszy duet, który bardzo lubię, powstał podczas studiów na Akademii Muzycznej w Katowicach. Nagraliśmy z Leonardem Kaczanowskim „W cieniu dobrego drzewa” (Trzciński/Dutkiewicz). Wyszła piękna piosenka i zupełnie różna od oryginału w wyk. Ireny Jarockiej. Jest na płycie „Duety”. Mój duet z Piaskiem, czyli „Firma Ja i Ty” w oryginale nagrany został z Januszem Panasewiczem. Sytuacja była dość dziwaczna, bo ślady do tej piosenki nagrywaliśmy osobno. Dla Janusza było to lekko męczące, bo w ciut za wysokiej tonacji. To też jest bardzo dobry numer, czasem śpiewam go sama. Wykonam go, być może, w Londynie.

„Psalm stojących w kolejce” to z kolei chyba najbardziej dramatyczny z Pani utworów. 1981 rok, tuż przed stanem wojennym.

Jest to fragment większej całości, „Kolędy Nocki”. W grudniu 2011 roku spektakl został reaktywowany, może będą kolejne koncerty, choć to ogromne przedsięwzięcie. Wersja grudniowa była z orkiestrą i chórem, razem 200 osób, śpiewającymi wykonawcami oraz aktorami. Jest to oratorium, bardzo statyczne, ale z ogromną siłą rażenia, jeśli chodzi o wyraz artystyczny. W 1980 roku o co innego chodziło i dzisiejsza myśl przewodnia odbiega od pierwotnej, ale muzyka została - w nowych, bardzo ładnych aranżacjach. Powstało współczesne przedstawienie.



Czy jest dziś przestrzeń na taki rodzaj piosenki?

Ograniczeń artystycznych nie ma, są finansowe. Przestrzeń jest, bo wiem, jak  rozczarowana jest publiczność, gdy nie śpiewam „Psalmu…” na koncertach - ale nie zabrzmiałby odpowiednio. Z półplaybacku byłoby mi wstyd, nigdy tak nie śpiewam, nie lubię, to zamyka możliwości i ogranicza emocje.  

Podobno kaprysi Pani przy doborze repertuaru, co można zrozumieć, bo miała Pani szczęście do tekściarzy, muzyków. Czy Pani ich wybierała?
Bywało różnie, czasem wybierałam, a czasem przynoszono mi piosenkę i mówiono „Zaśpiewaj”. Jak mi pasowało, śpiewałam, na przykład „Poranne łzy”. Nie ma na to jednak reguły. Kapryszenie – może rzeczywiście, ale tak dba się o własny wizerunek. Nie ma osoby, która zaśpiewa wszystko.  

Wybrała Pani bezkompromisowość, jeśli chodzi o obecność na rynku. Ma pani własną firmę fonograficzną. Bilans zysków i strat na plus?

Mam maleńkie wydawnictwo, sytuacja nie jest łatwa, ale jest mi z nią wygodnie. Mam prawa producenckie do wielu piosenek i kontrolę, która mnie zadowala. Grupa zaprzyjaźnionych muzyków rozumie ten wybór.

„Każda chwila”, zaśpiewana z Tomkiem Lipnickim dla kampanii społecznej Hospicjum to też Życie, pokazuje Pani wybory, jeśli chodzi np. o reklamę.
Tak, to był ładny numer, ale nie reklama, tylko akcja charytatywna. Nikt z ekipy nie wziął za nagranie pieniędzy. Piosenka mi się podobała, a poza tym: dobre sąsiedztwo, wspaniali artyści wokół, dlaczego nie?

Muzycznie trudno panią zaetykietować…
Bardzo się cieszę!

…ale spotkałam się z Pani własnym określeniem Pani stylu śpiewania – jazzy.

Zostało to wymyślone dość dawno, na początku lat 90. Wtedy zaczął się też kierunek łączenia różnych muzycznych stylów, powstał acid jazz.

Miała Pani jakieś muzyczne wzory? Czy ktoś Panią namawiał do śpiewania?

Do śpiewania nikt mnie namawiać nie musiał! Wzory były, ale po jakimś czasie doszłam do własnych wniosków na temat śpiewania, znalazłam siebie. Co nie znaczy, że nie słucham innych. Kiedy zaczynałam śpiewać, byliśmy w Polsce odgrodzeni od muzyki na świecie. Wzorowaliśmy się tylko na zasłyszanych fragmentach, wymyślaliśmy wszystko sami i nie były to kopie, bo nikt nie był w stanie kopiować bez dostępu do całości. Tak to działało, z dużym nieświadomym pożytkiem dla wszystkich. Kreatywne czasy. Dziś dużo się kopiuje, bo łatwiej jest kopiować i sprzedawać coś, co już się zna, niż kreować nowe. Moje ówczesne wzory to była np. Roberta Flack, Ella Fitzgerald, Aretha Franklin, Othis Reading, a także Czesław Niemen.

Czy śpiewała już Pani w Jazz Cafe POSK w Londynie?
Tak, dwukrotnie, bardzo lubię tamtejszą publiczność. Tym razem zaśpiewam z angielskim big bandem, z którym nie spotkaliśmy się wcześniej. Będzie to więc premiera i bardzo jestem ciekawa, jak zabrzmi.

Co usłyszymy podczas Pani londyńskiego koncertu w marcu sponsorowanego przez MoneyGram?
Będzie to nieco inny repertuar niż z koncertu w TRIO i zupełnie inne brzmienie. Pewne piosenki oczywiście się pojawią, ale w nowych aranżacjach, a ponadto standardy, w brzmieniu big bandowym, więc zachęcam, przyjdźcie.

Sponsor Jazz Cafe POSK i Pani koncertu ma dobrą usługę dla Polaków: bezpieczne transfery pieniężne. Korzystała już Pani z usług MoneyGram?
O MoneyGram wcześniej nie słyszałam, a szkoda, bo potrzebowałam takiej usługi. W Polsce przydałaby im się większa reklama! Rozumiem, że na rynku brytyjskim są lepiej znani, bo muszą być tam konkurencyjni.

Wracając do Londynu, podobno kto się nim znudził, znudził się już życiem…

Londyn to piękne, zabytkowe miasto, choć zawsze byłam tam krótko i nie znam go dobrze. Może w tym roku uda mi się pozwiedzać?

Życzę zatem udanego pobytu i koncertu i bardzo dziękuję za rozmowę.


Rozmawiała: Lidia Gruse



Krystyna Prońko - absolwentka Akademii Muzycznej w Katowicach. Laureatka prestiżowych festiwali w kraju i za granicą, uczestniczka festiwali jazzowych. Z koncertami zjechała niemal cały świat. W latach 1992-95 zajmowała się publicystyką muzyczną i prowadziła autorskie programy radiowe w radiu Kraków, Białystok, Szczecin, Gdańsk oraz rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim. Od 1991 nagrywa, koncertuje, produkuje poprzez własną Agencję Artystyczną P.M Krystyna Prońko. Więcej na  www. pronko.pl.

Oficjalnym sponsorem Jazz Cafe POSK jest MoneyGram - globalny lider w transferach pieniężnych. Usługa jest dostępna na każdej poczcie, w agencjach Thomas Cook, a także wszędzie tam, gdzie widnieje logo MoneyGram. Więcej informacji na stronach www.moneygram.co.uk.