Reklama
Reklama

Gościmy

Naszą witrynę przegląda teraz 9 gości 





Reklama
Reklama

Statystyki

Reklama
Praca w Newcastle
Wpisał Andrzej z Fehnam   
Wtorek, 09. Luty 2010 09:52
Praca w NEWCASTLEW końcu 2008 roku postanowiłem opuścić Newcastle i powrócić do Polski. Głównym czynnikiem, który wpłynął na moją decyzje był pogłębiający się kryzys jak i nadzieja, że w Polsce rzeczywiście zmieniło się na lepsze. Niestety rzeczywistość okazała się brutalna i o dobrej pracy mogłem tylko pomarzyć.

Nie dawno znów postawiłem moje nogi na ,,wyspie” i ponownie znalazłem się w Newcastle. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, zaopatrzyłem się w papierosy celem ich sprzedaży jak i zabukowałem bilet lotniczy. Z początku mogłem zatrzymać się u przyjaciela którego poznałem właśnie tutaj. Moim atutem jest to, że wcześniej już dość dobrze poznałem miasto. Tak więc nie tracąc czasu już pierwszego dnia wyruszyłem w poszukiwaniu pracy. Niezależnie od tego w jakim miejscu miasta mieszkamy najlepiej poszukiwania rozpocząć od najbardziej charakterystycznego miejsca – Monumentu.

W jego pobliżu znajduje się dość dużo agencji pracy tymczasowej. Niestety w każdej z nich zamiast oczekiwanych słów widziałem uśmiech a wraz z nim stwierdzenia: ,, przykro nam bardzo, może za tydzień, może za dwa coś będziemy mieć, zapraszamy ponownie…”
Ktoś powie zimny prysznic – ależ skądże! Przełknąłem tylko ślinę w gardle, naprostowałem wąsa i po krótkim namyśle szukałem dalej. Zawsze uważałem, że jest jakieś wyjście i alternatywa.

W jeden dzień przeszedłem wszystkie znane mi agencje i nic, zero konkretów. Wracając do domu pomyślałem zajrzę może na stronke polnews-a, może są jakieś oferty. Ciężki dzień za mną, zmęczenie, pot na czole i nadzieja, że w końcu  telefon zacznie dzwonić. Siadam wygodnie i z nadzieją odpalam laptopa. EUREKA!!! Jest praca – na Gateshead w znanej chyba wszystkim fabryce, zaraz jak ona się nazywała ,,raj na ziemi, icelandia” czy jakoś tak! Mówię super, gitara pierwszy dzień i robota jest. Z optymizmem i uśmiechem na twarzy położyłem się spać. Jak tylko wstałem następnego dnia od razu sięgnąłem po telefon i dzwonie do agencji rekrutującej. I znów kopniak, Pani za słuchawki dość szczegółowo zaczęła sprawdzać mój angielski i oznajmiła mi, że przyjmują tylko pracowników z bardzo dobrym językiem angielskim a najlepiej by dana osoba miała certyfikat językowy. O mało się nie przewróciłem bo z tego co pamiętam z opowiadań warunki pracy były tam zawsze drakońskie- zimno, chłód i do tego niezbyt wymagające wysokiej kreatywności czy inteligencji(co uważam zawsze za duży atut ). Mówi się trudno, trzeba szukać dalej przecież praca sama do mnie nie przyjdzie – powiedziałem.

Jak nie agencje to może Hotele – kitchen porter etc. I znowu lipa, słyszałem tylko - w marcu proszę się zgłosić. Załamany już chciałem się pakować a tu nagle telefon: ,,Panie Andrzeju mamy dla Pana prace zaczyna pan w niedziele jako pomoc kuchenna w szwedzkiej firmie, proszę być punktualnym i przygotowanym do pracy”. W końcu moje fatum się skończyło zacznę pracować i wszystko pójdzie jak z płatka! W danym dniu wyjechałem do pracy 3 godziny wcześniej, przecież nie  wolno mi się spóźnić. Zwarty i gotowy zgłosiłem swą gotowość do pracy grubo przed czasem. Kazano mi poczekać aż w końcu zawołano mnie i podano słuchawkę do ucha: ,, dzień dobry Panie Andrzeju przykro nam bardzo ale pański Shift został odwołany…” chwila, zaraz, jak to przecież ja mam pracować, myślałem, że wybuchnę niczym wulkan a jednak stało się! Kompletnie załamany wróciłem do domu, otwarłem ostatnie piwo i wróciłem wspomnieniami do moich początków związanych z emigracją kilka lat temu. Dziwnym trafem nagle uśmiech pojawił się na mojej twarzy: ,, stary przecież podobnie zaczynałeś zresztą jak większość ludzi, żeby coś osiągnąć trzeba najpierw przejść przyśpieszoną szkołę cierpliwości, samozaparcia, wiary i tolerancji – indeks już masz teraz tylko od Ciebie zależy co w nim będzie napisane”. To tyle na dziś co dalej to czas pokaże, idę po piwko.

Andrzej z Fenham